czwartek, 30 czerwca 2016

1. Ból jest moim bratem


"Codziennie tęsknie za Tobą po raz ostatni"
Moje serce ,które jeszcze przed chwilą biło jak oszalałe, jak by sie potknęło.
Żałądek ścisną w nieznośny supeł, a ja z braku tlenu, zachłysnęłam się oczekiwaniem. Znajdowałam się w lesie. A tak dokładnie to na jego skraju. Zielony, brązowy i czarny to kolory, które skrupulatnie wypełniały swoje obowiązki dotrzymując mi towarzystwa w ostatnich dniach pełnych samotności i przytłaczającej ciszy .
Poczułam się co najmniej kiepsko kiedy maleńka "nie szkodliwa" gałązka przybiła właśnie z moją twarzą piątke, pozostawiając zaczerwieniony ślad, zarówno na mojej buzi jak i w psychicznej sferze wytrzymałości. Gdybym tylko miała siłę, zapewne stała bym na środku tych bujnych roślinności wrzeszcząc w niebogłosy. Jednak to na co aktualnie mogłam sobie pozwolić to krótka wiązanka przekleństw i możliwość przekręcania oczami, dopóki będę miała siłę.
Głośno westchnęłam, wyczekującą cudownego objawienia, które powie mi co mam dalej robić. Gdy to jednak nie nastąpiło oparłam się o wielki kamień, z głupkowatym uśmiechem oznaczającym głębokie zamyślenie, lub po prostu nicość w której się znalazłam.
Pochłonięta przez myśli nie poczułam swądu palonego ciała.
Nagłe pieczenie spowodowało, że odskoczyłam od kamienia, rozcierając dłoń, na której odbijały się właśnie ciemnoczerwone krwiste smugi. Gniewnie zmarszczyłam brwi powodując powstanie pionowej zmarszczki na czole.
Gdy kamień leniwie się poruszył przesuwając na lewo, zmuszona zostałam uskoczyć jeszcze dalej, rozszczerzając oczy w udawanym zdziwieniu. W mojej obecnej sytuacji pewnie ktoś znajdujący sie na moim miejscu począł by uciekać gdzie pieprz rośnie, jednak będąc mną, po prostu  uśmiechnęłam się zniewalająco, ukazując proste zęby. Gdy głaz odsłonił się całkowicie ukazując, głęboki pokryty mrokiem tunel. Przekrzywiłam głowę w geście głębokiej zadumy.
Czułam się obserwowana już od jakiegoś czasu. Podejżewałam gdzie jestem, a raczej na czyim terenie się znajduje, jednakże jedyne co mogłam w obecnej chwili zrobić to szukać schronienia.
Nawet nie pisnęłam gdy z ciemności wynurzyły się dwie postury, z wyjątkowo ciemną aurą.
Moja misja będzie banalnie prosta, pomyślałam spoglądając z pod przymróżonych powiek na pierwszą z wyżej wymienionych postaci.
A więc poznaj pierwszy smak zemsty Itachi Uchiha.
                               ***
— Czego tu szukasz ?
Lodowaty głos sprowadził mnie z powrotem na ziemie uświadamiając mi jak bardzo się myle w kwestii "zostańmy przyjaciółmi".
—schroninia — uśmiechnęłam się głupkowato, i wyciągnęłam dłoń w kierunku Uchihy.
Spojrzał na mnie obojętnie, jednakże jego oczy nieco się rozszerzyły, gdy do ręki wsadziłam mu czerwonego storczyka.
— Kim Ty jesteś ? — zapytał jego nibieskoskóry towarzysz, w jego głosie dało sie wyczuć niepokój.
—szukam schronienia — powtórzyłam z mocą, a moje oczy rozbłysły złowrogo.
Itachi zmarszczył brwi, a rekin skrzywił się z bólu.
— Lider czeka — mruknął niebieskoskóry rozcierając tył głowy.
Zanim jednak ruszyłam w kierunku ciemności, postać Uchihy zamigotała w mroku, by wolną ręką szarpnąć mnie za włosy tak, by moja głowa była na wysokości jego oczu, w których zawirowały czerwone kształty, ukazując mangekyo sharningan. Uniosłam głowę, wybuchając śmiechem, które zalewało jaskinie brzmiąc jak potrząsanie drogocennymi monetami.
— oszczędzaj oczy Uchiha, utrata wzroku nie pomoże Ci przeżyć — zamruczałam mu do ucha. Na co on odskoczył ochlapując mój policzek krwią, która leniwie sączyła mu się z oczu.
— Czym Ty jesteś ? — wysyczał, przyciskając moje gardło do surowej kamiennej ściany. Chłód przenikał mnie do szpiku kości.
— Chce się schronić — wyszeptałam. Nim rozpłynęłam się w powietrzu pozostawiając szary dym i swąd siarki, po jaskini roznosil się jeszcze mój przerażający śmiech.
                               
Czarny pokój, z białego marmuru i szarych kamieni zalany był mrokiem, jedynie przez maleńkie okienko sączyło się światło, które niebawem miało całkowicie zniknąć pozostawiając pomieszczenie pełne zaduchu w egipskich ciemnościach.
— Czy wiesz że szukanie schronienia w organizacji najgorszych przestępców tego świata, to nie najlepszy pomysł na przeżycie ? — kpina w głosie Paina była zastraszająco wyczuwalna, przez co i mój uśmiech ociekał sarkazmem.
— Czy wiesz, że schorowani, ślepi i ogarnięci głuchotą przestępcy nie są dobrym materiałem na opanowanie
świata ?
Zamlaskałam z niezadowoleniem.
— Nie wiem o czym mówisz ? — warknął Pain.
— Dość dużo razu musiałam im powtarzac  że chce się tylko schronić  — mój głos brzmiał w tym momencie jak bym próbowała zmielić garść kamieni.
— Kto tym razem Iskra ? Kogo namierzyłaś ? — sykną złowrogo pojawiając się tuż za moimi plecami, niemal czułam woń alkoholu wymieszanej z cynamonem.
— Domyślny jesteś... — zaśpiewałam, uśmiechając się z rozbawieniem.
—Nie masz czego tu szukać, demonie.
—Pain, Pain, Pain, mój słodki rudzielcu, a gdzie słowa powitania ? — zamlaskałam z niezadowolenia — nie tęskniłeś za mną braciszku ?
— Jak mnie znalazłaś ? — burkną pod nosem — i gdzie masz tego cholernego kwiatka ? Czy już wszystkie rozdałaś ? — sykną ze złością.
—Dałam panu Uchiha do potrzymania — wymruczałam zadowolona.
—Co ? — popatrzył na mnie z niedowierzaniem — Nie, nie, nie nie...
Dlaczego akurat wybrałaś Uchihe ?
— Zemsta nas przyciąga Pain, już nie pamiętasz ? Uchiha został namierzony.
—Czy możesz jego przynajmniej potraktować ulgowo ? Jest mi potrzebny...
— Pomyśle — uciełam,
—Witamy w Akatsuki — wysyczał wściekle, a potem posyłając mi zły uśmiech objął  ramieniem w geście najskrytszych uczuć — troski i tęsknoty. 
                 
                                ∆∆∆
Wielki stół, z metalu i rząd krzeseł ustawionych po obu jego stronach zajęte teraz były przez członków Akatsuki.
U szczytu stołu siedział Pain, lider organizacji. Obok Itachi Uchiha, który z kamienna twarzą rozwarzał minioną sytuacje. Zamykając umysł na cztery spusty przed Liderem, odpłyną do szarej rzeczywistości, zastanawiając się nad pewną dziewczyną szukającą schronienia.
A może to był tylko sen ? Przypomniał sobie storczyka tkwiącego na satynowej pościeli w jego pokoju. Przypomniał sobie też stalowo szare tęczówki ktore przewodziły mu na myśl barwę ostrza. I teraz nie mógł porzucić tych myśli, a chciał się ich pozbyć za wszelką cenę.
Wspomniał o bracie który ku jego szczeremu zdziwieniu zszedł na drugi tor rozmyśleń i rozpamientywań sentymentalnej przeszłości i zaplanowanej przyszłości.
— misje na ten tydzień jak widzę wykonane...
Cisza byla nieznośnie przytłaczająca a jednak Pain ciągną z nieodgadnionym spojrzeniem.
— mamy w organizacji nowego członka. I radze wam się trzymać od niej z daleka. Inaczej wszyscy zginięcie, a to była by ogromna strata...
Westchną głęboko pocierając skronia.
Deidara uderzył dłonią w stół mówiąc.
— Lider powiedział "niej" to znaczy że to kobieta, un ?
— Ale Lider ma przecież Konan...
Zaczął Hidan ale zaraz zamilkł widząc spojrzenie Paina, pełne wściekłości.
—Pain ma dziewczynę ? — rozległ sie delikatny głos, z nieoświetlonego pochodnią kąta sali.
Z mroku wynurzyła się delikatna sylwetka rudowłosej pięknosci, jej oczy hipnotyzowały, a głos przyciągał.
Wprawiła w osłupienie wszystkich bez wyjątku. Co ktoś taki jak ona robił w krwiożerczej organizacji przestępców ? Najdłużej wzrok na niej zatrzymali Hidan ( z przyczyn wiadomo jakich) oraz Itachi, ktory z nieodgadnioną miną próbował sobie przypomnieć czy to ta sama osoba co z przed godziny.
—Nie mam dziewczyny — wysyczał a na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka.
—No jasne że nie masz — zawołała Iskra —przeciez jesteś rudy ...
Wybuchnęła śmiechem, tanecznym krokiem ruszając na jedyne wolne miejsce które było koło Itachiego. Świat zamarł w oczekiwaniu na dalszy przebieg wydarzeń. Tajemnicza nieznajoma. Pyskata. Butna. Nieokrzesana. Ktora otwarcie wyśmiała ich dowódce. Lidera. Szefa. 
Niemal od razu zyskała zainteresowanie swoją osobą.
Pain ze złością zazgrzytał zębami.
— To właśnie jest nowy członek. Zapoznajcie się — wysyczał ze złością — Itachi! Za mną...
  
Siedem par oczu wpatrywało sie we mnie niczym w okaz w zoo. Poniekąd tak sie własnie czułam. Nie za bardzo miałam ochote zawierać jakiekolwiek znajomości ale jak to mówią cel przyświeca środki. Z takimi o to myślami przejełam inicjatywę mówiąc.
— Iskra.
Popatrzyli na mnie niezrozumiale.
Jeden z nich, przygarbiony i przerażający. Zatrzymał sie w bezruchu stojąc nieco przed wyjściem.
Niemal wszyscy któży udawali lub kierowali sie w kierunku drzwi, kompletnie nie zwracając na mnie uwagii, zatrzymali sie gwałtownie. Przy stole został jedynie szarowłosy i zamaskowany mężczyzna.
— Iskra ?
Przewróciłam oczami.
—  Nazywam. Się. Iskra.
Mojej nieposkromionej postaci inteligencja wydedukowała właśnie że większość z nich to przygłupy.
— Tobi to dobry chłopiec. Tobi kocha Iskrę. Iskra jest jak ognisko. Ognisko może poparzyć Tobiego— zamaskowany mężczyzna o głosie dziecka i zachowaniu pozostawiającym wiele do życzenia rozpłakał się i głęboko szlochając zaczął biegać w kółko.
Na mojej twarzy pojawił sie zatroskany wyraz twarzy. Podniosłam sie i leniwym krokiem podeszłam do Tobiego, zadzierając wysoko nos i wpatrując się w ciemną wnęke spirali gdzie powinno znajdować się jego oko. Delikatnie go objęłam z opiekuńczym wyrazie na twarzy.
Widzisz ? Nie oparzyłam Cie. Jestem prawie nieszkodliwa — posłałam mu uśmiech w stylu "wszystko da sie wyleczyć".
Wszyscy zamarli. Tobi także przestał sie poruszac i chyba nawet wstrzymał oddech, po chwili wachania mnie oplutł ramionami wołając:
— Tobi ma nową przyjaciółkę. Tobi kocha Iskierkę.
Śpiewał, a raczej wykrzykiwał w niebogłosy, kiwając sie na boki.
— Tobi...
Wyszeptałam niemal nie słyszalnie.
...Kim Ty jesteś ?
                                   ***
Gdy znałam już niemal wszystkich. Postanowiłam zapoznać sie z siedzibą.
Chodziłam od drzwi do drzwi, otwierając je, przyglądając sie im lub sprawdzając co sie za nimi kryje. W ten o to sposob przeszłam spory kawałek drogi. Przeznaczając go na rozmyślanie i bezmyślne wpatrywanie sie w wybrane punkciki na ścianach.
—Czerwone storczyki są na wymarciu. Skąd je masz ? — cichy baryton sprowadził mnie na ziemie, jak kubeł zimnej wody. Odwróciłam sie spoglądając na Zetsu. Uśmiech białej połówki sprawił że moje poczucie bezpieczeństwa odrobinę zmalało jednak zaraz na twarz przywołałam swoj zuchwały uśmiech.
—To moj nieodłączny atrybut, przydaje się kiedy trzeba dokonać wyboru.
Posłałam w jego kierunku złowrogie spojrzenie delikatnie szepcąc.
— Ciemność widać w oczach Zetsu-san.
To daje mi pewność co do sekretu który skrywasz. Manipulowanie ludźmi juz dawno wyszło z mody.
Zetsu spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
  — Jesteś bardzo tajemniczą osobą Iskra-chan. Jednak póki co ciesz się wolnością niebawem nadejdą trudne czasy.
Uniosłam kąciki ust ku górze posyłając mu zniewalający uśmiech.
—Zetsu-san...One nie pozwolą na taki ruch. One już wiedzą — uciełam zmieniając się w szary pył.
                                     ***
Leżałam z szeroko otwartymi oczami, wypatrując w suficie wszelakich oznak życia. Gdy kolejny raz się zawiodłam, nie znajdując nic z wyjątkiem niebieskiej tapety, opusciłam powieki. Nim zdąrzyłam choćby mrugnąć, sufit rozmazał się, dając satysfakcję nie tylko mi lecz także upragnionej pustce, będącej zwykłym snem. Kim jesteś ? Pytałam błądząc w ciemności. Wołałam, krzyczałam, a przecież to tylko sen, to przecież moja podświadomość.
Mrok znikną tak szybko, że nim zdążyłam mrugnąć straciłam równowage, spadając w odchłań szaleństwa. Ból nie nastąpił a nieskończoność była nagorszym wyobrażeniem jakie przychodziło mi do głowy. Pragnęłam być tylko sobą. Tylko sobą. Tylko sobą. Więc co poszło nie tak ? Dlaczego tak musiało się stać ? Nawet nie zdążyłam się pożegnać...
Świadomość przebudzenia dotarła do mnie niczym kubeł zimnej wody. Mimo iż wiedziałam, że już jestem z powrotem u siebie w pokoju. Że znów otaczają mnie same liczby. Moi najlepsi przyjaciele. Nie musiałam otwierać oczu by przywitać się z 1 łóżkiem, 4 ścianami, 34 książkami, 6 półkami, 1 biurkiem, 1 oknem, 2 nakastlikami i 4 zdjęciami z rodziną na której gościły 3 wielkie uśmiechy.
Jednak coś się nie zgadzało. Łóżko było za miękkie. Powietrze zbyt ciężkie, a ciemność mimo wczesnej pory nie ustępowała.
Zaskoczona uchyliłam powieki.
Prostokątny pokój, pomalowany na beżowo, ciemne drewniane meble w ktorych skład wchodził: dwuosobowe łóżko z metalowym obramowaniem. Pokaźna komudka, drzwi do niewielkiej łazienki i spora szafka przygotowana na księgi, zwoje i inne tego typu rzeczy. Jednak ja oczami wyobraźni już widziałam jak półki uginają sie pod ciężarem moich osobistych przyborów... mieczy, sztyletów i noży.
Z głośnym westchnięciem zwlokłam sie z łóżka podążając na oślep do łazienki.
Patrząc w lustro, nie mogłam powiedzieć że wyglądam na wyspaną czy zadbaną.
Potarłam piąstkami kąciki oczu i wkroczylam pod zimny prysznic, licząc na szybką reakcje mojego ciała. Brak jakich kolwiek mydlanych bibelotów utrudniał sprawę w misji pt. "Poczuj sie kobietą"
dlatego z determinacją postanowiłam przystąpić do poszukiwania ofiarodawcy.
Pocierając bladą skóre recznikiem zastanawiałam sie nad Zetsu.
Wiedziałam już że bedzie poszukiwał odpowiedzi na dręczące go pytania, a każde moje nie właściwe słowo ktore okazało by sie kluczowe w rozwiązaniu mojej zagadki bedzie zawzięcie poszukiwane.
Drugą sprawą pozostawał Itachi, którego bądź co bądź wybrałam ku wielkiemu rozczarowaniu Paina.
Oparłam plecy o zimne płytki.
Wiele rzeczy sie skomplikowało.
Kolejną niewyjaśnioną rzeczą był Tobi. A raczej jego chore poczucie bezpieczeństwa, zajadłe udawanie dziecka. Ktoś kto za wszelką cenę Tworzy iluzje, próbuje coś ukryć. Tak to było jasne. A jeżeli Pain przyją do organizacji kogos "takiego" musi znać tajemnice Tobiego.
Wychodząc z pokoju, przymknęłam drzwi pozostawiając je otwarte. To pomieszczenie nie miało dla mnie większego znaczenia.
Kręte korytarze stanowiły już  pewny rytuał ktory musialam przejść bez względu na wszystko. Musiałam. Żeby nie umrzeć z głodu.
Słysząc dzikie krzyki, wrzaski i rozmowy wsunełam sie niemal niezauważalnie w pokoj jadalny polączony bezpośrednio z kuchnią. Wielki wykonany z ciemnego drewna stół z całą pewnoscią pomieścił by wszystkich dwa razy tyle, dlatego wcale nie zdziwilam sie widząc utworzone grupki jak i pojedyńcze jednostki krążące po pokaźnym pomieszczeniu.
— Pewnie jesteś głodna. Częstuj się.
Wcześniej wspomniany niebieskoskóry rekin podsunął mi pod nos talerz kanapek i kubek herbaty.
Jak sie wcześniej zorientowałam nie jest konieczne poruszanie sie po siedzibie w płaszczach Akatsuki.
Tak też wcale nie zdziwiłam sie widząc większość organizacji w zwykłych koszulkach z siateczkami bądź bandarzami. Ja również miałam na sobie jedynie ciemnozieloną bluze i krótkie spodenki podkreślające moje szczupłe nogi. Czułam sie w tym bardzo swobodnie, choć nie potrafiłam sie powstrzymać od dopasowanej długości spodenek. Z kpiącym uśmieszkiem spoglądałam raz po raz jak ktoś sie za mną ogląda lub to przypadkiem zaczepia. Byłam przyzwyczajona do takich zagrań ze strony mężczyzn. Zresztą o czym tu mówić ?To typowe.
— Dzięki — z wdzięcznym uśmiechem zabrałam sie do konsumpcji kanapki.
— Jak to zrobiłaś ? — zaciekawiona podniosłam wzrok na Kisame.
— po prostu ją zadłam...to nic trudnego — posłałam mu pokrzepiający uśmiech przeżuwając ostatni kęs kawałka chleba
Rekin spojrzał na mnie z rozbawieniem.
— Miałem na myśli lidera. Wyśmiałaś go otwarcie i wyszłaś z tego bez szwanku...
Zaśmiałam się delikatnie, zwracając tym samym na siebie uwagę czujnych oczu Uchihy.
—Powiedzmy że mnie i Paina łączy coś przez co nie może mi zaszkodzić.
Kisame spojrzał na mnie z niedowierzeniem.
— Uwiodłaś Lidera ? — parskną śmiechem na tyle głośno że większość osób zwróciło na nas uwagę.
Zamlaskałam z nie zadowoleniem.
Parskając prześmiewczo na to stwierdzenie.
—A skąd. To mój brat.

Prologue

Noc powolnym krokiem zmierzała już ku końcowi. Wschód słońca miał niebawem wynużyć się zza linii horyzontu, ukazując wielką świetlista kulę, skompaną w poszarzałych chmurach.
Wśród ciemności zalegającej nad pobliską wioską, nie dało się jednak przeoczyć słabej postury kobiety, która przeskakiwała napotkane przed sobą przeszkody biegnąc w kierunku lasu. Słabe światło, które dawały okoliczne latarnie, pozwalało na swobodne poruszanie się po maleńkiej wioseczce, będąc kompletnie nie zauważonym.

Przedzierająca się przez gęstwinę leśną, kobieta, nosiła imię Iskra, rude włosy z brązowymi refleksami, w tym momencie splątały się w jeden wielki kołtun, zielonkawe oczy, przybrały odcień stali, budząc niepokój w przypadkowych obserwatorach. Jednak takowych teraz nie było. Iskra podejrzewała że odstraszyła ich wystarczająco, czarnym, ubrudzonym i podartym płaszczem, oraz przygarbioną pozycją jaką przybierała w oznace wyczerpania. Nabrała głęboko powietrza w płuca, wypuszczając je zarazem nosem.
Była jednocześnie przerażona jak i wściekła. Krew buzowała jej w żyłach, adrenalina jeszcze nie ustąpiła. A mimo to Iskra miała siłę przybrać na twarzy swój stały sarkastyczny uśmieszek i ostatecznie wysapać.

— A niech mnie diabli. Jestem 
w o l n a.

                                   ***